Kwatery prywatne

Każdy kto był w Odessie zwracał nam uwagę na dwie rzeczy: złodziei i nieuczciwe osoby podnajmujące powierzchnię wypoczynkową - czyt. kwatery prywatne. Oczywiście w dobie internetu zabukowliśmy sobie kilka miejsc. Jednak na dworcu, zgodnie z sugestiami zawartymi na ulotkach i naklejkach znajdujących się w każdym z przedziałów, postanowiliśmy, że zobaczymy co oferuje kolejowa baza noclegów. To największy zonk - adres jaki nam tam podano okazał się ciemną szopą o metr od torów, którymi jechaliśmy. Ukraińska gospodyni z ujmującym uśmiechem zapewniła nas że nic nie słychać, że dobre okna i w ogóle to tłumy do niej walą. Jak na złość przejeżdżał pociąg. W środku kwatery nie byłem, więc nie wiem czy okna rzeczywiście były dobre, ale jednego jestem pewien, że poznałem odczucia ofiar trzęsienia ziemi. Gdy do tego dodamy "ciszę" to wyobraźcie sobie jakbyście czuli, gdy nagle wasze łóżko zaczyna podskakiwać i tańczyć w "ciszy" po pokoju.

Ale jak wcześniej wspomniałem nasza baza adresowa przywieziona z domu była obszerna, więc niezrażeni ruszyliśmy dalej.

Szukając kwatery skorzystaliśmy z podpowiedzi rosyjskojęzycznych turystów: dobry dojazd, tanio i koniecznie blisko plaży. Wszystkie te założenia spełniał okolica Młodej Gwardii (obozowiska ukraińskich harcerzy - ale im poświęcony calusieńki rozdział).
Co otrzymujemy: mały domek lub pokój w działkowym domku. Z kuchnią, toaletą (sławojka lub sławojka z bieżącą wodą) i prysznicem na zewnątrz (letni dusz). Z darmo dostaje się cień zapewniający wszechobecna winorośl oraz przyjemnych gospodarzy. I to nie żart dostaliśmy - aparaturę antykomarowa, pomidorki z działeczki, troskę i kilkunastominutowa ciekawą historię życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz