Kuchnia gruzińska

Za tym elementem tęsknię najbardziej. Zapach kolendry, słony dojrzewający ser i chleb wypiekany starą metodą to wspomnienie miłe i na pewno nie zapomnimy nigdy tych smaków.

Mieliśmy dotychczas dużo szczęścia. Tam gdzie się zatrzymywaliśmy udało się nam jadać smacznie i nie za specjalnie drogo. Na Ukrainie pomogły nam rady z przewodnika, natomiast w Mołdawii zaufaliśmy mieszkańcom i udaliśmy się do polecanej przez nich restauracji La Placinte (i wróciliśmy do niej na kolejny obiad:)). Była to sieć z tradycyjną kuchnią. Nowoczesne lokale w folklorystycznym stylu. W Polsce też się pokazały podobne instytucje (Bida, Siwy Dym itd.) i w takich jedliśmy również na Litwie.

Ale przejdźmy do tematu. Kuchnia gruzińska.

Jako, że mieszkaliśmy razem u Gruzinów to od razu zostaliśmy poinstruowani gdzie kupić sery, która piekarnia jest najlepsza oraz gdzie warto zwrócić uwagę na słodycze lub alkohole. Zaczęliśmy się też dopytywać jaką restaurację odwiedzić i co w niej zamówić. Ale po kolei.

Owoce
W Mołdawii znaleźliśmy się w królestwie brzoskwiń, wszędzie były drzewka a na stragany uginały się od owoców, tak Gruzja przywitała nas arbuzami. Jeżdżąc autem za miasto widzieliśmy arbuzowe pola i samochody obładowane tymi owocami jadące do większych miast na targi. Raz zauważyliśmy żyguli (starą Ładę) która była wyładowana aż po dach (oraz na wspomnianym dachu) arbuzami. Kierowcy prawie nie było widać. 
Skoro jest dużo arbuzów to trzeba umieć wybrać te słodkie i dojrzałe. Nasi przyjaciele poświęcali temu dużo czasu. Na początku była rozmowa skąd jest sprzedawca, czy to jego własne czy jest tylko pośrednikiem. Później zaczynało się przewalanie arbuzów. Stukanie w nie, nadstawianie ucha, oglądanie cętek oraz arbuzowego dzyndzelka. Wszystkie czynności były oczywiście komentowane przez sprzedawce i kupującego. Gra szła przecież o honor. Po 10 - 15 minutach zostały do wyboru dwie sztuki. Po jednym faworycie każdej strony. Handlarz zaręcza słowem że wybrał najlepszy egzemplarz i jest nawet skłony odkroić skorupę pod dzyndzelkiem aby to udowodnić - jeśli nie będzie słodki to wybranego przez nas arbuza dostalibyśmy za darmo. Kupiliśmy na wszelki wypadek obydwa faworyzowane egzemplarze. 
Wieczorem siedząc na ganku, tak że całe miasto mieliśmy w dole, a oświetloną wieżę telewizyjną po drugiej stronie zbocza, zajadaliśmy się nimi aż sok ciekł nam po brodach. Na sąsiednich gankach mieszkańcy robili to samo. Schłodzony arbuz, wieczór i nagrzany słońcem chodnik/ulica to idealne połączenie.

Pieczywo
To było ciekawe doświadczenie. Pieczywo wypiekało się właściwie na naszych oczach. Gdy pospacerowaliśmy po mieście zapach podłużnego chleba (zagiętego w półksiężyc) wypiekane w glinianym piecu (stąd też kształt "bochenka" - ciasto przylepiane jest po bokach beczkowego kształtu pieca - widocznego na zdjęciu) nam często towarzyszył:) Jedyny feler takiego pieczywa jest taki, że następnego dnia jest już twarde i niesmaczne. Ale to przecież szczegół - wystarczy kupować go mniej a częściej:))))))))))



Warzywa i zioła
Owoce dojrzewające w mocniejszym słońcu to rzecz ważna natomiast pomidory i ogórki rosnące w takich warunkach to istna poezja. Sałatki dzięki temu były przesmaczne a w upalne dni były idealnymi posiłkami.
Ale o wiele bardziej intrygujące były przyprawy. Stoiska na targach z przyprawami można było wyczuć już z daleka. W foliowych workach i woreczkach leżą przyprawy o niebywałych zapachach, fakturze i smaku. Próbowaliśmy, wąchaliśmy i pytaliśmy do jakich potraw się je stosuje. Dzięki temu w restauracjach udało się nam je umiejscawiać w konkretnych potrawach i lepiej rozumieliśmy ich smak. Najpopularniejszym i dla nas najbardziej dla Gruzji charakterystycznym jest kolendra. Czuliśmy ją w zupach, pierogach, mięsie i przystawkach: - była wszędzie)

Gruzińskie potrawy
1. Chaczapuri (to w bezpośrednim tłumaczeniu twaróg z chlebem) Jest ich wiele rodzai ale najpopularniejsze są chyba imeretyjskie oraz andżurskie (wyglądające jak łódeczka z jakiem na wierzchu) . Sekretem tych wypieków jest młody ser małosolny (smakuje jak bryndza lub solan). Przepisów jak się dowiedziałem jest  bez liku a najprostszy przepis na chaczapuri po imeretynsku to

2. Wracaliśmy sobie późnym wieczorem z wycieczki po starym mieście w Tibilisi i spaceru po ultranowoczesnym moście wyiluminowanych tak że chyba widać go z kosmosu (na jednym ze zdjęć jest on pokazany). Wybraliśmy nieznane nam wcześniej ulice aby znaleźć knajpę gdzie zjemy kolację. Ku naszej uciesze w jednej z nich, która przyciągnęła nas informacją że sami ważą piwo, znaleźliśmy naszych gospodarzy jedzących chinkali. A dokładnie przez. okno patrzyliśmy na wystrój i na to co jedzą goście a machanie znajomych było w tym momencie niemożliwe do zignorowania:))))
Chinkali to takie pierożki wyglądające jak mieszki. Posiedzieliśmy trochę nad tą potrawą ucząc się ją jeść. Polega to na tym aby złapać pierożek za miejsce zlepienia ciasta i odwrócony lekko nadgryźć, wysysając jednocześnie sok ze środka. Chinkali je się jak widzicie rękoma. Dodatkowo na zdjęciu widać szaszłyk posypany grubą solą i przekładany cebulą. Kolacja palce lizać:).

3. Szaszłyk

4. Wino




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz